Moja rodzina i rodzina mojego narzeczonego to rodziny wierzące i praktykujące. Choć mieszkamy 50 km od siebie nigdy nie było w czasie naszego "chodzenia" nocowania w jednym łóżku, np u mnie czy u niego. Nigdy też nie było zamykania jego czy mojego pokoju na klucz, zawsze teściowa wchodziła raz na pół godziny i przynosiła nam ciastka, herbatkę czy po prostu wchodziła z kontrolą :]
Sytuacja diametralnie zmieniła się po dwóch wizytach moich rodziców u teściów i odwrotnie i ustaleniu daty ślubu. Teraz to wygląda tak. Jest niedziele późne popołudnie teściowa mówi: "Malwinko, może przenocujesz u nas, nie chce żeby Cie Grzesiu po nocy odwoził bo nie lubię gdy sam jedzie autem jak jest ciemno. A jutro dzień wolny więc nie idzie się do pracy, jutro Cie zawiezie." Jeszcze miesiąc temu specjalnie mój brat albo tata musiał jeździć po mnie w takiej sytuacji co wiązało się z kosztami (100 km w końcu samochodem to kosztuje). Teraz jest zupełnie inaczej... do tego zamykamy sobie drzwi na klucz.
Ostatnio we wszystkich świętych byłam u teściów, oni pojechali do jakiś znajomych. Dawniej byłby wymóg, że "Grzesiu" nie może zostać ze mną sam. Teraz został... i nawet próbował dostać się do zakazanych owoców...
Nie wiem czy to normalne że jak jest zaplanowany ślub to teściowe przestają całkowicie zwracać uwagę na czystość przedmałżeńską? Przecież obojętne czy stałoby się to dzień przed ślubem czy rok czy miesiąc to jest ten sam grzech nieczystości!
