Mam 35 lat udało mi się stworzyć firme ktora daje mi nie tylko pieniadze ale rowniez satysfakcje. Mało powiedzieć że dorobiłem się w ciągu 10 lat 2 mieszkań, które teraz mam na wynajem, bo mieszkam w domu który buduję od zera, sam mam 2 dobre samochody, quada i motocykl w garazu... wszyscy w miescie wiedza ze praca dla mnie to dobra płaca a nie wyzysk. Jestem znany z tego ze moim pracownicy nie narzekaja na zarobki i kazdy w mojej branzy chce u mnie pracowac.
Wydawało by się że taka osoba jak ja nie ma na co narzekać. A jednak... od jakiegos czasu nekaja mnie pytania o sens życia o dalsza przyszlość, przyszłość nie w sensie materialnym bo ta wydaje mi sie byc zapewniona lecz w sensie duchowym. Mam pracownikow z ktorymi lacza mnie interesy, nie wchodzilem z nimi w stosunki prywatne. Z kobietami nigdy mi sie nie ukladalo. One chcialy sie spotykac gdy ja chcialem pracowac albo jezdzic na nartach, quadzie czy z kolegami lazic po gorach... tak naprawde zadna do tej pory mnie nie zauroczyla. Moi rodzice nie sa mlodzi: tata ma 86 lata, mama 84, dzieki Bogu nie chorują ale obiektywnie rzecz biorac sa na schylku zycia... jesli chodzi o regularne kontakty z kimkolwiek oni sa jedynymi ludzmi z ktorymi cokolwiek mnie laczy pod wzgledem psychicznym. Doszedlem do wniosku ze gdy oni umra bede sam. Glupio tak narzekac, ale nie bede mial nawet z kim zjesc wigilii...
Od pewnego czasu zaczalem sie modlic. Poczatkowo nie czulem zadnego przekazu od Boga... za czasem poczulem ze Bog ma dla mnie jakis plan. Teraz wiem, wczoraj to poczulem ze Bog ma dla mnie zone, z ktora spolodze dzieci i nie bede sam! Wiem ze tak sie stanie, jednak nie wiem gdzie ja poznam i nie wiem kiedy ale czuje ze tak bedzie...
